Jestem fanem memów o morsowaniu. To moje TOP3 2021, obok Najmana w słynnej niebieskiej kurtce i Berniego Sandersa. Rzeczywiście, cieszę się, że mamy kolejną rzecz, którą możemy doprawić humorem. Jednocześnie niezbyt kumam jadowite najazdy na morsujących, których w social media naprawdę sporo. Oto beka z morsowania moim okiem.

MORSOWAŁEM
W momencie publikacji tego wpisu mogę to ogłosić: morsowałem.
Tak, ja też. A na prywatnym Insta story wrzuciłem nawet zdjęcie.
Popularność morsowania
Allegro jest zawalone rękawiczkami i butami neoprenowymi, Instagram zdjęciami i memami o morsowaniu, a wykres Google Trends przedstawiający popularność frazy „morsowanie” w Polsce zrozumie nawet dziecko:

Bez wątpienia mamy do czynienia z ogromnym wzrostem popularności morsowania, więc jeśli podejrzewasz, że Twój Instagram zepsuł się i źle rozumie Twoje preferencje dotyczące treści… nie, inni też tak mają.
Dlaczego ludzie śmieją się z morsowania?
Bo teraz robią to wszyscy.
Bo wejście do wody bez smartfona nie zalicza się do morsowania.
Bo ludzie robią to na pokaz.
Bo to tylko moda.
Z mojej prywatnej obserwacji wynika, że w kółko przewijają się te cztery powody, choć ubrane w różne słowa (Daj znać jeśli jakiś pominąłem). Dla mnie okej. Im więcej powodów do śmiechu, tym lepiej, choć to, co widzę na wielotematycznych lub lokalnych grupach na Facebooku raczej przypomina jad.
Wiem, że takie grupy okupowane są przede wszystkim przez mistrzów trollingu władających swoimi fake kontami. Tymczasem, sporo osób pod własnym imieniem i nazwiskiem nie szczędzi każdej osoby, która pyta „Gdzie we Wrocławiu można morsować?”. Spróbowałem więc zrozumieć cały hejt na morsujących i na poważnie przeanalizować wymienione wyżej powody.
Wszyscy morsują?
Odpalam Instagramowy feed. Rzeczywiście doliczam się kilku nowych zdjęć z morsowania. Paru z obserwowanych przeze mnie twórców internetowych też morsuje. Ale zaraz… czegoś ubyło! Gdzie te wszystkie fotki dań z restauracji, pozowane zdjęcia typu „Wiesiek, zrób mi zdjęcie jak patrzę w dal” i relacje z nocnych eskapad do barów? Od kiedy mamy COVID, praktycznie tego nie ma. Jako ludzie zostaliśmy pozbawieni wielu zajęć, które do tej pory wypełniały nasz czas wolny. Nie widzę więc nic dziwnego w tym, że próbujemy szukać sobie nowych dyscyplin. Część postanowiła spróbować morsowania. Ale czy od razu robią to wszyscy?
Nie, na niespełna 2000 moich znajomych na Facebooku, pewnie okazałoby się, że morsowało kilka procent. Tak, to zdecydowanie istotna część, ale czy ogromna?
Czy naprawdę robimy to na pokaz?
Stawiam, że niektórzy na pewno spróbowali morsowania przede wszystkim dla pamiątkowej foty na Facebooku i Instagramie, choć główny powód tej mody widzę zupełnie gdzieś indziej. By go wskazać, przedstawię Ci, jak wyglądał mój proces decyzyjny, który zakończyłem swoim pierwszym razem w lodowatej wodzie.
Najpierw dowiedziałem się jako dziecko, że takie zajęcie istnieje. Ok, przyjąłem, wyrzuciłem z głowy, zapomniałem.
W zeszłym roku polecił mi je jeden z prelegentów wydarzenia, przy którym miałem okazję pracować. To był pierwszy raz, kiedy pomyślałem: „Hm, to może być fajne”. Wrzuciłem to na swoją bucket listę rzeczy do zrobienia przed śmiercią. I znów zapomniałem.
W 2020 morsować zaczął mój dobry kumpel ze studiów, a na jego przełomie z rokiem obecnym, na morsowanie odpaliła się już cała Polska. Przez cały ostatni miesiąc oglądałem instagramowy feed pełen zdjęć z zimnych kąpieli. Pomyślałem „czad!”. W końcu odkopałem czapkę zimową, pożyczyłem rękawiczki i w niepełnym ekwipunku (buty nie doszły) ruszyłem na swój pierwszy raz.
Rzeczywiście, i ja klasyfikuję się wśród tych, którzy zrobili to głównie przez innych. Po prostu kiedyś nie było o tym głośno i temat zwyczajnie mnie omijał. W tym roku mnogość bodźców, te wszystkie „morsowałem”, sprawiły, że zacząłem dociekać tematu, poczytałem więcej o korzyściach i postanowiłem doświadczyć morsowania na własnej skórze
Czy zrobiłem to dla pokazu? Nie. Dla doświadczenia, spróbowania czegoś nowego, dobrej zabawy, poznania nowych osób. Być może dodania nowego typu aktywności prozdrowotnych. A może też pamiątkowego zdjęcia? :O Dokładnie to wszystko znalazłem!
Myślę, że wiele podobnych motywacji stoi za większością morsujących świeżaków. Chcą wyrwać się z domu, bo siedzenie na pupinolu daje im w kość. Pragną spotkać się ze znajomymi i zrobić coś nowego. W końcu zamkniętych jest zdecydowana większość siłowni, klubów, barów, basenów i kin. Ani tu się napić, ani poćwiczyć.
A jeśli to tylko moda?
Co z tego?
Cały czas przeżywamy jakieś mody, które przychodzą i odchodzą. Osobiście cieszę się, że ta na morsowanie nie jest destruktywnym zjawiskiem, jak wyzwania w podduszaniu się lub innym trzaskaniu mefedronu na czas.
Tym razem ludzie wymyślili sobie całkiem zdrową zajawkę, która jest dobrą okazją do zadbania o higienę psychiki w dobie pandemii i zrobienia czegoś niecodziennego w gronie znajomych.
Jasne, większość zrobi to raz i nigdy więcej. Po co? Żeby zrobić. Odhaczyć to na liście swoich życiowych doświadczeń i za 10 lat znów powiedzieć „MORSOWAŁEM”, tyle że swoim dzieciakom.
Jak dla mnie brzmi dobrze!