Gdybym miał wskazać najbardziej beztroski okres w moim życiu, byłby to pierwszy rok studiów. Walałem się wtedy od pracy dorywczej do pracy dorywczej, próbując różnych zajęć i nawet nie zastanawiałem się, czy istnieje coś takiego jak kryzys wieku młodego. Uczyłem się na idealnym dla mnie kierunku. Choć mieszkałem sam, w moim domu ciągle byli ludzie. Miałem czas na naukę, treningi, pasje, od dwóch do trzech nocy poza domem tygodniowo i przede wszystkim mnóstwo pomyłek. Większość wyborów mogłem najpierw przetestować w trybie symulacji. I jeśli coś poszło nie tak, zazwyczaj mogłem użyć funkcji „Cofnij”.
Wraz z początkiem drugiego roku studiów zacząłem odczuwać powiększający się ubytek beztroski, choć bardzo powolny. Wkradły się pojedyncze niepowodzenia, zobowiązania, konieczność wyboru tylko jednej z alternatyw. To wszystko urządzało sobie stopniowo własny kąt z tyłu mojej głowy.
Na czwartym roku psychicznie poczułem, jakby runęła na mnie wielka budowla, mimo że w życiu szło mi dobrze. Na Ciebie też? Ok, może nie być lekko, ale wkładając trochę wysiłku i wciąż pozwalając sobie na relaks i dobrą rozrywkę, wyjdziesz z tej bitwy. Trochę poobijany, wyczerpany, wymiętolony i brudny, ale żywy. I z nowymi perspektywami.
>>Swoją drogą, w przejściu przez ten kryzys szczególnie pomogło mi skupienie na własnym rozwoju na różnych polach. Przygotowałem dla Ciebie listę propozycji książek, które szczególnie mi w tym pomogły. Otrzymasz ją zapisując się do mojego newslettera.<<
Kryzys wieku młodego? To jest coś takiego?
Istnieje pojęcie takie jak „quarterlife crisis”, ale… Nie traktowałbym go zbyt poważnie. Przeczytasz o nim w innym wpisie na moim blogu, którego tematem jest… Kryzys ćwierćwiecza. Dowiesz się w nim, że ten rodzaj kryzysu, choć wywodzi się z poppsychologii, został w pewnym stopniu dotknięty w wybranych badaniach naukowych.
Sam rozumiem kryzys wieku młodego jako próbę opisania pewnej charakterystycznej grupy kryzysów przeżywanych przez młode osoby. Bez odpowiednik dowodów empirycznych trudno jednak racjonalnie posługiwać się takim pojęciem, dlatego przyjmijmy po prostu definicję kryzysu emocjonalnego.
A kryzys emocjonalny to reakcja na wydarzenie lub wydarzenia w życiu jednostki, które przekraczają jej zdolności niezbędne do radzenia sobie z daną sytuacją. Kryzysy mogą mieć różne podłoże, a okres końca studiów z pewnością należy do potencjalnie „trudnych” czasów dla wielu młodych osób.
Kryzys? Przecież dobrze mi szło!
Niezależnie od roku studiów, byłem osobą, która dobrze ogarniała życie wokół siebie, choć patrząc po liczbie imprez, na których można było mnie spotkać, mogłoby wydawać się inaczej. Nie mam się do czego przyczepić. Ostatecznie do trzeciego roku studiów potrafiłem zarabiać nie wychodząc z domu. Fakt, mogłem założyć wcześniej działalność i nie zwlekać z tym tyle czasu, ale… Czy wtedy by to wyszło? Wokół mnie było pełno znajomych, randkowałem, miałem pasje, cele, plany, udzielałem się w organizacjach, takich jak samorząd studencki. Na rzucenie fajek i wysypianie się miałem jeszcze czas. Ostatnie, co mógłbym powiedzieć to, że w moim życiu brakowało wrażeń. Nic nie zwiastowało nadchodzącego kryzysu.
Aż tu jednak…
Koniec trzeciego roku studiów. Niby szczęśliwy, niby beztroski, parkuję samochód w myjni samochodowej i udaję się na papierosa. Za chwilę zbieram znajomych z samorządu, by udać się wspólnie na organizowany przez nas wyjazd studencki. Coś jednak gniecie mnie z tyłu głowy. Czuję, jakbym jedną nogą wchodził w nowy etap życia, mimo że dobrze mi w tym, w którym jestem. I o ile uwielbiam ryzyko, nieznany teren i akceptuję dyskomfort, w tym wypadku po prostu jest mi dobrze w miejscu, w którym jestem. Biorę bucha. Wpisuję w Google: „kryzys wieku młodego„. Right, to co przeczytałem zdecydowanie pasuje pode mnie, choć autorki tego pojęcia tak szeroko je zdefiniowały, że działa to raczej na zasadzie efektu horoskopowego.
Zdecydowanie jednak przyznaję, że samo poruszenie pojęcia kryzysów charakterystycznych dla osób młodych jest bardzo ciekawym krokiem.
Wszystko zaczęło się tak naprawdę wcześniej.
Zaczęło się wtedy, gdy uświadomiłem sobie, że część mojego życia jednak będzie musiała być związana z etatem. Przynajmniej jakiś czas.
Później zaczęły dochodzić kolejne elementy układanki, której nadałem imię „kryzys wieku młodego”.
Wtedy, gdy zacząłem oddawać ogromny procent mojego młodzieńczego wigoru pracy (pomimo tego, że ją lubiłem!).
Wtedy, gdy zacząłem widzieć, że czas nie omija moich bliskich.
Wtedy, gdy musiałem zacząć przyzwyczajać się do tego, że po imprezie muszę dochodzić do siebie cały dzień, a nie tylko do dwunastej.
Wtedy, gdy bliscy znajomi zaczęli wchodzić w związki, a ja musiałem zrozumieć, że nasz czas schodzi teraz na drugi plan.
Wtedy, gdy sam wszedłem związek i zastanawiałem się jak pogodzić dotychczasowy styl życia z nowym.
Wtedy, gdy uświadomiłem sobie, że wielu marzeń już nie zrealizuję i z części będę musiał zrezygnować.
Wtedy, gdy dotarło do mnie, że okres na bezpieczne testy się skończył.
Gdy zrozumiałem, że nie wystarczy mi czasu na wszystkie zainteresowania i z pielęgnacji niektórych będę musiał zrezygnować.
I, że nie zdążę do 25 roku życia z zakupem Audi RS5, tak jak kiedyś zakładałem.
A wszystko razem sprawiło, że…
Życie zaczęło przypominać rodeo.
A punkt kulminacyjny osiągnąłem na piątym roku studiów, gdy jednocześnie ciągnąłem kilka dużych projektów zawodowych i prywatnych, przez rok biegając na kołowrotku, z którego nie mogłem zsiąść nawet w stanie wyczerpania. Nie narzekałem, bo miałem to wszystko na własne życzenie i zgodnie z własnymi ambicjami.
Ale kryzys to także szansa!
Pomimo, że to wszystko, co napisałem wyżej nie napawa optymizmem, w rzeczywistości zamysł tego wpisu jest całkowicie odwrotny. Dziś, choć wcale nie łowię ryb na rajskiej plaży (całe szczęście!) i jedną nogą wciąż tkwię w wirze własnego „kryzysu wieku młodego”, wiem, że poklepałbym starego siebie po plecach, powiedział parę ciepłych słów, po czym popchnął z uśmiechem do wody i rzucił rękawki.
Fakt kryzysu warto zaakceptować i podejść do niego w sposób zaangażowany. Mówiąc potocznie, po prostu odrobić swoje lekcje. Samodzielnie, ze wsparciem bliskich lub z pomocą specjalisty. Z psychologii dowiesz się, że pomyślne przepracowanie kryzysu to szansa nie tylko na poradzenie sobie z trudną sytuacją, ale także na rozwój osobisty. To okazja do zmiany własnych przekonań i zachowań. To możliwość powleczenia się kolejną warstwą pancerza, który pozwoli Ci skuteczniej mierzyć się z przyszłymi wyzwaniami. Także czas na zbudowanie nowej wersji rzeczywistości dookoła siebie. W której będą inne priorytety, niektórych rzeczy będzie mniej lub w ogóle nie będzie, ale która będzie tak samo dobra albo lepsza, a pewno pełniejsza (Co zależy przede wszystkim od Twoich działań).
W kryzysie młodziaka możesz poczuć się jak na bitwie. Nie lada sztuką jest jednoczesne spinanie pośladków, by zdążyć na czas przed przyszłością i wrzucanie na luz, by delektować się uciekającymi momentami beztroski. I jeśli opanujesz umiejętność naprzemiennego koncentrowania na tym, czego pragniesz oraz zwalniania, by oddychać tym, co masz i kochasz, po prostu przez to przejdziesz. Nie raz zatęsknisz za beztroską, ale wiesz co? Łatwiej odczuwa się nostalgię z miejsca, w którym, choć jest inaczej, to co najmniej równie dobrze.