Do niedawna wydawało się, że jesteśmy już całkiem pogodzeni z obecnością pandemii w naszym życiu. W końcu latem wirus utrudniał nasze funkcjonowanie w zaledwie niewielkim stopniu, a dla wielu praktycznie nie istniał nigdzie indziej, niż w czerwonym bloku na wp.pl. Wraz z nadejściem drugiej fali zakażeń, temat koronawirusa powrócił ze zwielokrotnioną siłą. Wszystko za sprawą nagłego, choć spodziewanego przyrostu zachorowań, których liczba przekracza obecnie 8000 i przywrócenia obowiązku noszenia maseczek w przestrzeniach publicznych. Wraz z powrotem wirusa, znacznie zaktywizował się także ruch osób sprzeciwiających się maseczkom, potocznie zwanych antymaseczkowcami, którzy próbują przekonać Polaków, że osłona twarzy nie przynosi absolutnie żadnego efektu ochronnego lub wręcz, że pandemia jest zwykłym spiskiem.
Antymaseczkowcy na polskich ulicach
Na ulicach Polski pojawili się antymaseczkowcy poddający w wątpliwość słuszność przemieszczania się w maseczkach ochronnych w miejscach publicznych, czy w ogóle czegoś takiego jak pandemia koronawirusa (nazywając ją PLANdemią). Protestujący nie zamierzają „chodzić w kagańcach”, odbierając narzucony przez rząd obowiązek jako ograniczenie wolności oraz wytykając szereg potencjalnych groźnych następstw dla układu oddechowego wynikający ze stosowania osłony twarzy. Ci, którzy uznają istnienie wirusa Sars-Cov-2 mówią, że to wirus grypy, jak każdy inny. Przecież na grypę ludzie też trafiają do szpitali i umierają. Po prostu nie podaje się liczb.
Mass media w oblężeniu
Druga strona barykady, ludzie uznający pandemię koronawirusa i stosujący się do obowiązku zasłaniania twarzy kategoryzuje często antymaseczkowców jako zwolenników teorii spiskowych, umieszczając ich gdzieś między płaskoziemcami, antyszczepionkowcami, czy przeciwnikami 5G. Rzeczywiście, twierdzenia wszystkich z przedstawionych tu grup stoją w opozycji do obowiązującej wiedzy. Różnica tkwi w tym, że nawet przeciwnicy szczepień nie zdobyli tak silnego głosu w Polsce. Grupa antymaseczkowców zyskała znacznie większą siłę i wywarła wpływ na istotną część polskiego społeczeństwa, między innymi za sprawą opuszczenia hermetycznych społeczności, takich jak tematyczne fora. Wypowiedziami kwestionujących maseczki i pandemię zalane zostały media masowe, takie jak prasa, telewizja, portale newsowe, czy lokalne grupy na Facebooku o wysokiej oglądalności. Niestety, tym razem przedmiotem stało się nie poddawanie w wątpliwości kształtu Ziemi, a pandemii, którą mamy tu i teraz, i która ma na nas wpływ. A co za tym idzie, zły ruch może przynieść negatywne konsekwencje dla poważnych kwestii, takich jak wydolność polskiej służby zdrowia. Tym bardziej, że antymaseczkowcy robią dokładnie to, co według obecnego stanu naszej wiedzy, zwiększa potencjał rozprzestrzeniania wirusa.
Dlaczego nie wierzymy w pandemię?
Powody mogą być różne. Pamiętajmy, że jest to wyłącznie część interpretacji. Patrząc na sytuację moim okiem, z niewątpliwego ogromnego udziału polityki i ekonomii w temacie Sars-Cov-2, sączy się wiele spraw, na które Polacy spojrzeli nieszczególnie przychylnie. Ekstremalne przebitki na artykuły ochronne, płyny do dezynfekcji, bezużyteczne maseczki od instruktora narciarstwa, respiratory od handlarza bronią, politycy na wakacjach, i tak dalej. Istnieje mnóstwo powodów, dla których przeciętny Polak może czuć się oszukany. Zwłaszcza, gdy silnie posługuje się kategoriami: pieniądze państwa = moje pieniądze.
To naturalne, że polityka jest zaangażowana w kwestię koronawirusa, który dotyka takich kwestii jak bezpieczeństwo obywateli, służba zdrowia czy gospodarka. Równie naturalne w polityce jest wygarnianie błędów opcji „nie mojej”. I tak na przykład, niemal każdego dnia spotykam się w mediach społecznościowych z wyśmiewaniem zamykania parków przy kilku zachorowaniach dziennie i pozwalaniem na pozostawianie otwartych szkół przy obecnej sytuacji. Być może któreś z tych posunięć okazałoby się niewłaściwe (dające gorsze efekty). Pamiętajmy jednak, że w pierwszym momencie cały świat nie do końca wiedział, co robił i postępował trochę po omacku. Dziś na tapecie jest nie tylko zdrowie obywateli, ale też ratowanie gospodarki, której już raz się oberwało.
Przeciwnicy maseczek często odwołują się także do takich wartości jak wolność czy niezależność, mówiąc o tym, że rząd maseczkami chce nas kontrolować i ograniczać nasze swobody. Nietrudno o uwagę i nietrudno o emocje, przemawiając do tak istotnych spraw w życiu człowieka. Dodatkowo, teorie spiskowe na temat koronawirusa po prostu budzą większe emocje, są o wiele bardziej „ekscytujące” (jeśli możemy tutaj użyć takiego słowa) i łatwiej przyswajalne, niż suche dane. W obliczu wietrzenia wielkiego spisku nawet groźby przepełnienia szpitali i braku respiratorów może wydawać się informacjami przyciągającymi mniejszą uwagę.
Dlaczego nie wierzymy w ekspertów?
Prywatna obserwacja, która nasunęła mi się przez czas pandemii mówi mi, że w przypadku pandemii koronawirusa, silnie przyjmujemy niektóre opinie innych jako nasze, pomimo że (na tyle, na ile obiektywnie można to ocenić) te nie pochodzą wcale od znanych autorytetów, ekspertów i nie mają podstaw empirycznych. Treści te często publikowane są przez ludzi w żaden sposób niezwiązanych z COVID-19 i opisywane jako pewnik, dowód, fakt.
Okej, Ameryki nie odkryłem. Znam mnóstwo przykładów obiegowych prawd, które wywodzą się z pseudonaukowego bullshitu, więc tego typu niepodparte dowodami hipotezy nie są w przypadku koronawirusa niczym nowym. Odnoszę jednak wrażenie, że w tym wypadku powinniśmy wykazać się większą ostrożnością w przyjmowaniu cudzych opinii. Tak jak i mojej, którą wyrażam teraz na blogu. To moja opinia, ale czuję odpowiedzialność. Wiem, że ktoś może ją przejąć. Zaznaczam więc, że to tylko moja opinia (niedotycząca kwestii medycznych) i zachęcam Cię do weryfikacji źródeł empirycznych, zestawienia różnych zdań i wyrobienia własnego, najlepiej w oparciu o jak najbardziej wiarygodne materiały i opinie ekspertów. Jednocześnie nie kwestionuję niczego, co może mieć wpływ na Twoje zdrowie czy bezpieczeństwo, a czego nie jestem pewny.
Niestety, mam wrażenie, że w przypadku COVID-19 duża część polskiego społeczeństwa (a przynajmniej części udzielającej się aktywnie na portalach i w mediach społecznościowych) z o wiele większą łatwością przyjmuje „prawdy” (gdyż sposób ich artykułowania wykracza znacznie poza definicję opinii). „Prawdy” osób, które podpierają się szczątkową, niekompletną, zasłyszaną od innych lub wręcz niczym niepodpartą wiedzą, zamiast bardziej rzetelnych źródeł do jakich mamy dostęp, badań i innych naukowych opracowań, a także wypowiedzi ekspertów w dziedzinie wirusologii. Oczywiście, eksperci też się mylą. Ale czy to znaczy, że większym autorytetem jest Kowalski na proteście, który wiedzę gromadzi z „Sorry, że nie w temacie” na Facebooku?
Nie jestem ekspertem, więc słucham ekspertów
Silnie zapamiętałem to, co w ostatnim czasie powiedział mój dobry kolega: być może maseczki rzeczywiście nie są dobrą metodą ograniczania wpływu koronawirusa. Ale ja nie jestem ekspertem od pandemii koronawirusa, więc słucham się tych, którzy mają większą wiedzę w temacie wirusologii ode mnie. Słucham się ekspertów, którzy bazują na wiedzy empirycznej, a nie na zasłyszanych hasłach czy niezbadanych tezach branych przez ludzi za pewnik.
Kiedyś nie wierzyłam w pandemie dopóki bliskie mi osoby nie zaczęły chorować. Dopóki siostra lekarka zaczęła relacjonować co dzieje się w szpitalu. Teraz chronię siebie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej!
O, czyli masz podobne wnioski. Przez grono moich znajomych właśnie przelatuje covid i niestety nie zawsze kończy się na zwykłej grypie.