Czy sukcesy muszą być okupione ciężką pracą?
Czy sielanka może prowadzić do udanego biznesu, życia pełnego osiągnięć i ogólnego powodzenia?
A może kluczem jest work-life balance?
W tym odcinku dowiesz się dlaczego:
- nie wyznaję ani idei zaharowywania się na śmierć, ani beztroskiej sielanki, ani nawet work-life balance,
- każda z tych idei jest spoko,
- każda z tych idei nie jest spoko,
- nie powinniśmy traktować filozofii oferowanych przez rozwój osobisty i literaturę self-helpową jako prawdy objawionej.
- Newsletter Human360 – w którym regularnie serwuję treści, które pomogą Ci w rozwoju skuteczności i produktywności. Kliknij w link i zapisz się!
- Newsletter #slowbiz – mój ulubiony newsletter biznesowy prowadzony przez Macieja Aniserowicza.
- LP #1: Produktywność, skuteczność i udany styl życia. Jak to rozumieć? – pierwszy odcinek podcastu Lifestyle Progresywny, w którym wspominam o moich nieudanych początkach z produktywnością.
TRANSKRYPCJA ODCINKA
Osoby, które poszukują wiedzy na temat biznesu, produktywności i szeroko pojętego samodoskonalenia, zderzają się z dwoma dość przeciwnymi podejściami.
Pierwszym, haruj na drodze do celu, dąż niestrudzenie do tego, co chcesz osiągnąć.
I drugim odpoczywaj, nie przepracowuj się. Dbaj o życie prywatne.
Ewentualnie jeszcze takim trzecim tworem, który mówi „dbaj o work-life balance”. Pytanie w tym wszystkim brzmi, kto ma rację i czy w ogóle ktoś ją ma? Czy czterogodzinny tydzień pracy to coś możliwego? Czy z drugiej strony harówka jest czymś złym? Jak podejść do kwestii pracy i realizacji celów realistycznie? W tym odcinku zastanowimy się nad tym, jak odpowiedzieć na te pytania, a ja tymczasem zapraszam Cię do mojego newslettera, który znajdziesz pod adresem human360.email. To newsletter, w którym zgłębiam tematykę prowadzenia udanego stylu życia z produktywnym i skutecznym zacięciem. Przy okazji na start pobierzesz listę skutecznych książek, które chcę Ci polecić. Znajdziesz tam również pozycje na temat m.in. produktywności, czy przedsiębiorczości. Stawiam, że jeśli spodoba Ci się ten odcinek podcastu, newsletter też jest fajnym miejscem dla Ciebie. To co? Nie przeciągajmy, zaczynajmy!
Różne podejścia do roli pracy w życiu
Są różne podejścia, z jakimi spotkasz się pracując nad karierą, biznesem, czy szeroko pojętym samodoskonaleniem. Jeśli interesujesz się treściami biznesowymi, zakładam że przynajmniej raz, a sądzę, że więcej razy w życiu, spotkałeś lub spotkałaś się z różnej maści literaturą związaną z rozwojem osobistym,samodoskonalenim, zarządzaniem sobą w czasie, czy osiąganiem celów. Warto wspomnieć że większość z tych książek przez długi czas mówiła nam „Haruj!”.
Za to współcześnie, w wielu kręgach popularyzujących psychologię usłyszysz „Pamiętaj o odpoczynku!”, „Unikaj przepracowania”, „Obniż swoje wymagania”. Podobnie, portale typu abczdrowie.pl też mówią o przepracowaniu, też mówią o akcentowaniu roli życia prywatnego, o wypaleniu zawodowym.
W tym wszystkim poznałem też kilka zupełnie innych podejść, które już bardziej wydawały mi się wypośrodkowane, m.in. Slowbiz Macieja Aniserowicza, który serdecznie polecam.
Zastanówmy się jednak, gdzie jest w tym wszystkim prawda. Zastanówmy się skąd w ogóle wzięły się te dwa skrajne podejścia? Jedno, które nakazuje nam harować, a drugie, które mówi o tym, by odpoczywać.
Trend ciężkiej pracy
Jak wspomniałem, przez długie lata pojawiał się silny akcent w literaturze związanej z samodoskonaleniem na pracę, na osiąganie swoich celów, do których należy dążyć niestrudzonymi wysiłkami. One mówiły „pracuj więcej, wypracujesz więcej”.
Do tego wszystkiego dołączyły środowiska high-performance, które może trochę bardziej kojarzyły się nawet ze sportem, ale świetnie odnalazły się w biznesie. One również mówiły (i mówią) o pokonywaniu swoich ograniczeń, o wyciąganiu z siebie maksimum. Po dziś dzień często wspomina się różne autorytety biznesu, które także doszły do swoich celów pracując np. po 16 godzin dziennie. Tutaj niemalże ikoną tego podejścia jest Elon Musk. Wydaje mi się, że to jest chyba najczęściej wspominana osoba, o której mówi się, że potrafi pracować po 18 godzin dziennie, nocuje w SpaceX itd.
Trend odpoczywania i obniżania wymagań wobec siebie
Nic dziwnego, że kiedy przez długi czas kultywowane było takie podejście, w pewnym momencie narodziła się totalna opozycja i to było takie bardziej poppsychologiczne podejście- „Odpoczywaj!”. Wiem, że poppsychologiczne może brzmieć trochę pejoratywnie, natomiast… Nie zrozum mnie źle. Ja oczywiście uważam, że to podejście świetnie przemawia do osób przepracowanych, wypalonych zawodowo, nieszczęśliwych, bez życia prywatnego, do tych, które są poświęcone pracy, tracą marzenia z oczu. Ale… Niekoniecznie będzie to świetne podejście dla osób, które po prostu szukają jakiejś filozofii życia. Uważam, że to super, że psychologia podjęła się tematu przepracowania a psychoedukacja postanowiła w związku z tym uszyć szereg prawd po to, by dbać o swoje zdrowie psychiczne w środowisku życia zawodowego i biznesowego. Tylko problem w tym, że to znów budzi nam do życia kolejny silny nurt który jest skrajny. Zdecydowanie brakuje mi w tym wszystkim, w tych kręgach, osób, które starają się mówić coś bardziej wypośrodkowanego.
Jest też work-life balance!
Pojawiła się rzeczywiście taka koncepcja jak work-life balance, która wydaje się lekiem na ten problem skrajności. Natomiast, być może ja jestem wybredny, ale work-life balance też nie jest idealną koncepcją dla mnie. Dlatego, że ja nie jestem też za sztywnymi proporcjami między życiem prywatnym, a biznesem. Uważam, że tutaj warto zachować pewną dozę elastyczności, działać w dostosowaniu sytuacji do swojego organizmu, do swoich potrzeb, swoich celów. Biorąc to wszystko pod uwagę, moim zdaniem work-life balance akurat troszeczkę jest niekompletny, ale to jest moje osobiste zdanie. Ja jestem fanem nieco innego podejścia.
#slowbiz – inne ciekawe i zrównoważone podejście!
Mianowicie, miałem okazję poznać podejście Slowbiz Macieja Aniserowicza. I przyznam, że na początku myślałem, że podejście to jest raczej z tego nurtu „Odpoczywaj!”, bo rzeczywiście Slowbiz mówi o robieniu biznesu powoli. Szybko przekonałem się, że Slowbiz jest osadzony w rzeczywistości. To znaczy… Ja zawsze kiedy słyszałem o czymś takim, jak robienie biznesu powoli i bez pośpiechu, to zadawałem sobie pytanie: „No dobra, ale człowieku… Skoro opowiadasz o robieniu biznesu powoli, to co w takim razie z sytuacją kiedy trzeba czasem naprawdę ostro przycisnąć”. Rozkręcenie, czy w ogóle prowadzenie biznesu to nie jest coś takiego, że zazwyczaj możesz w tym wszystkim sobie planować, że „O dobra! To ja będę pracował sobie 8 godzin tygodniowo”. Nie, często etap rozkręcenia sklepu internetowego, firmy, to są momenty, w których będziesz narażony lub narażona na stres. To będzie moment, w którym będzie trzeba czasem wrzucić jakiś maraton i zwyczajnie trochę się poświęcić. Na szczęście akurat w podejściu Slowbiz Macieja Aniserowicza takie coś znalazłem, więc akurat ja cię zachęcam do zapisania się do newslettera Macieja – slowbiz.pl, ponieważ tam znajdziesz takie wypośrodkowane podejście. Wydaje się, że być może wpada trochę bardziej w ten nurt „odpoczywaj”, ale uważam że wcale tak nie jest. Ono właśnie akcentuje mocniej, że sytuacja będzie wymagała czasem od Ciebie poświęcenia, ale z drugiej strony to nie ma sensu zaharowywać się na śmierć.
Przepracowanie =/= Produktywność
Zanim jednak doszedłem do bardziej wypośrodkowanych podejść, oczywiście musiałem przejść przez całą swoją drogę. Zaczęło się od czegoś takiego jak „Viva la Produktywność”. A, nie, przepraszam… Jeśli słuchałeś / słuchałaś pierwszego odcinka to wiesz, że u mnie z tą produktywnością to na początku było… Trochę inaczej niż sobie wyobrażałem. Mianowicie, wyobrażałem sobie produktywność jako „Rób dużo, Rób dużo”. Tylko… Koszty które podnosiłem były niewspółmiernie wysokie, a i efekt nie był jakiś cudowny. Szczerze mówiąc mało zastanawiałem się w tym okresie, co robię. Ważne, by wydawało się, że jestem produktywny, że dużo się uczę i wykorzystuję wiedzę w praktyce. I fakt, było w tym też sporo pracy, która dawała mi coś naprzód. To nie jest tak, że stałem w miejscu, jednak biegałem niewspółmiernie do koniecznego nakładu.
Czym grozi przeładowany grafik?
Niestety, przekonałem się, że ta zabawa skończyła się dla mnie dosyć źle. Doszedłem do momentu, w którym byłem na czwartym roku studiów. Pisałem dosyć ambitną pracę magisterską. Miałem pracę etatową i dodatkowe projekty, które rozwijałem poświęcając na to po 18 godzin dziennie, ledwo się wyrabiając i czując, że wręcz robota potrafi mi się nakładać w olbrzymiej ilości. Niestety to przeistoczyło się w zaburzenia lękowe. Na szczęście umiarkowane, choć ja osobiście nikomu nie życzę umiarkowanych zaburzeń lękowych. Wiesz, czy nie wiesz… Do dziś w sumie wygrzebuję się z narzuconych sobie oczekiwań w tamtym okresie, choć większość po prostu zepchnąłem w niepamięć i z wieloma rzeczami musiałem się ostatecznie pożegnać lub po prostu już zdążyłem je zrealizować. Niemniej w kwestii zaburzeń lękowych rzeczywiście mogą być one efektem przepracowania. W moim przypadku objawiało się one w ten sposób że w każdym momencie życia, swojej codzienności, zacząłem odczuwać napięcie. To nie był taki jasny klarowny strach tzn. widzę tygrysa. Boję się, że zaraz mnie zje i ze mnie nic nie zostanie. To był nieuzasadniony lęk, który gdybym zaczął się zastanawiać nad tym z czego wynika to nie znalazłbym odpowiedzi, bo często nie miał żadnego racjonalnego wytłumaczenia. Po prostu moja maszyna była zajechana. Odczuwałem silne napięcie, które przeszkadzało mi w czerpaniu radości z życia.
Na domiar złego, kiedy nadchodził moment odpoczynku, czyli snu, miałem problem z zasypianiem. I tutaj nie poradziła sobie cała armia suplementów Ashwagandha, rano przyjmowana Rhodiola Rosea, czy cała reszta adaptogenów i innych suplementów, ponieważ kiedy kładłem się spać nie mogłem zasnąć. Kiedy już udawało mi się zasnąć to nawet pokazywał to mój Fitbit Charge 3, że… Chociaż nie, wtedy jeszcze nie miałem Fitbita. Miałem aplikację Sleep Cycle, która też całkiem fajnie mierzy sen. Ona pokazywała mi, że cały czas przebywam w fazie snu płytkiego. I rzeczywiście ja też budziłem się zazwyczaj po dwóch godzinach snu. Na przykład, jeśli położyłem się o pierwszej w nocy to budziłem się o trzeciej. I często wybudowałem się dosłownie z lękiem. Tak jakby się coś stało. Następnie kręciłem się w łóżku przez kolejną godzinę lub dwie, by ogarnąć, że jest 4 lub 5 nad ranem, więc została mi godzina snu. Czasem na tę godzinę spałem a czasem po prostu zdesperowany wstawałem. Podsumujmy to zatem, jak wyglądał mój dzień. Przez cały dzień uczyłem się, pracowałem, pisałem pracę magisterską, rozwijałem swoje projekty. Później się bałem, a później zasypiałem, z trudem oczywiście! Budziłem się i w zasadzie nie byłem w stanie w ogóle nawet wypoczywać.
Pomijając już, że nie miałem w zasadzie życia prywatnego i nawet ten cały pozostały czas był dla mnie trochę takim lekkim cierpieniem. Wtedy zdecydowałem się na dwa miesiące psychoterapii poznawczo-behawioralnej, po których efektem było to, co zawdzięczam też dobremu wyborowi psychoterapeuty, że przestałem widzieć w sobie maszynę, w której chciałem testować co się stanie jak wykręci się gałkę mocy poza skalę.
Źle zrozumiałem ideę produktywności!
Niedługo później przekonałem się, że produktywność w swoim życiu zacząłem wykorzystywać źle. Że moja filozofia całej produktywności była tak naprawdę nieskuteczna. Od tamtej pory zacząłem wykorzystywać produktywność jako zestaw strategii, technik i metod pracy, która ma służyć realizacji moich celów, a nie pokazywaniu ile jestem w stanie wypracować. I to był właśnie najważniejszy wniosek, bo od tamtej pory moim priorytetem była ogólna szeroko pojęta życiowa skuteczność.
Czy to oznacza, że porzuciłem intensywną pracę?
Czy to zatem znaczy, że całkowicie odpuściłem harówę? Nic z tych rzeczy. Chociaż ja muszę przyznać, że ogólnie jestem leniem, który po prostu czasem musi się przypilnować. A jak już się przypilnuję, to zaczynam kochać moją robotę i ciężko mi ją czasami odstawić bo potrafi się zagrzebać w jakimś projekcie i potrafię pracować 12 godzin z ogromną przyjemnością. A kiedy mam skończyć to wcale nie chcę. Chcę jeszcze dłużej. Jestem osobą która ma tendencję do rozwlekania pracy w sposób naturalny, więc potrzebuję też odpowiedniego planowania i organizacji. Cóż mam sporo wad, ale dzięki temu mogę rozwijać produktywność i dzięki temu właśnie dziś prowadzę ten podcast.
Grunt to zaangażowanie dostosowane do celu i własnych możliwości
Po tej trudnej sytuacji ponad wszystko postawiłem jednak w życiu na elastyczność, zaangażowanie dostosowane do swoich celów, które jest zmienne, w zależności od tego, na ile wymaga tego dany cel, dana sytuacja. I też moje osobiste w danym momencie potrzeby chęci itd. Ogólnie czuję taką wewnętrzną, nie tyle presję, co pragnienie zdobywania nowych celów. Ale obecnie postanowiłem nałożyć na to jakieś zdrowsze ramy i dzięki temu w zasadzie obecnie żyję już prawie tak, jak docelowo chciałbym, jeśli chodzi o mój styl życia. To znaczy czasem pracuję umiarkowanie, czasem dużo, czasem zdarzają się maratony i to jest OK. Tak samo czasem totalnie odpoczywam. Potrafię sobie zrobić kilka tygodni przerwy od jakiegoś projektu. Jest to dla mnie bardzo OK. Czuję się z tym zazwyczaj dobrze. To, co chciałbym jeszcze zmienić, to chciałbym móc odpoczywać jeszcze trochę częściej i czasem zostawić projekty np. na półtora miesiąca, by bardziej poświęcić się innym celom związanym z pasjami.
Chciałbym też mieć częściej czas na to, by wyjechać gdzieś wylecieć na dwa tygodnie, a nie tylko np. raz w roku. Okej, uważam że jestem na dobrej drodze do tego, więc ogólnie nie mam na co narzekać i sama droga do tego mnie realizuje i cieszy.
Czy 4-godzinny tydzień pracy to mit?
Pomimo, że nie jestem przykładem osoby, która chciałaby mieć ten mityczny czterogodzinny tydzień pracy to zastanówmy się, czy to rzeczywiście jest taką mityczną opowieścią. Myślę, że nie jest, choć sam nie znam osoby rzeczywiście, która pracuje 4 godziny w tygodniu i przez resztę czasu sobie odpoczywa. Wiem o osobach, które ostatecznie porzuciły mocną harówkę. Przeszły na życie np. z najmu, ale i tutaj mamy się te osoby jakoś musiały na to zapracować. To znaczy, jeśli nie otrzymałaś spadku od rodziców lub nie zostały ci przekazane np. nieruchomości w darowiźnie od Twoich rodziców, kogoś, nie wiem, bogatego wujka, to na to, żeby być tym to trzeba sobie najpierw zapracować, mieć wystarczający kapitał, żeby później móc sobie odcinać od tego kupony. A i tak wtedy nie oszukujmy się, ale nawet po prostu inwestując i tak trzeba wkładać to w pracę. I uważam, że to nie jest tak że to jest całkowicie pasywny dochód, bo i tutaj trzeba włożyć jakiś wysiłek nauczyć się, a później kontrolować sprawę.
Odwróćmy sytuację.
Czy intensywna praca wbrew nurtowi work-life balance może być zdrowa?
Zadajmy sobie w takim razie przeciwne pytanie. Czy harówka z dala od koncepcji work-life balance może być zdrowa? W internecie spotkasz się, po pierwsze, właśnie, z takim kultem Elona Muska, który 16 czy 18 godzin dziennie, czy nawet 20 potrafił w życiu pracować, nocować w SpaceX i często pokazuje się go jako taki autorytet biznesu. Z drugiej strony zobaczysz treści też właśnie np. na psychoedukacyjnym Instagramie, które pokazują, że jest to niezdrowy obraz. Niezdrowy obraz pracy.
Pytanie brzmi, co jeśli tego wymaga Twoja misja? A co jeśli czujesz się z taką harówą dobrze? A co jeśli to jest to czego naprawdę pragniesz?
Wiesz co, ja ogólnie zostawiam ludziom na profilach w mediach społecznościowych zazwyczaj dobre komentarze, czyli pozytywne. Raczej ogólnie uważam, że w internecie jest wystarczająco dużo hejtu, żeby dokładać tam mój. Niemniej zdarzają się sytuacje, że gdy widzę, że twórca pokazuje, że to jest zły obraz pracy, że to jest niezdrowe, że to jest szkodliwe, to włączam się do takiej dyskusji, by przedstawić też swój punkt widzenia. I bardzo często spotykam się z tym, że słyszę wtedy, że to ja jestem też tym promującym niezdrowy obraz pracy.
Niektóre cele wymagają wyboru między poświęceniem, a brakiem możliwości ich osiągnięcia
Bo to jest jakiś margines (Te osoby, które pracują tak dużo i promowanie ich jest czymś właśnie szkodliwym), bo do celów biznesowych można dochodzić pracując racjonalną liczbę godzin miesięcznie i nie poświęcając na to wszystkich swoich emocji. I powiedziałbym, że rzeczywiście w większości przypadków mógłbym się zgodzić, choć czasem nie unikniemy harówki związanej na przykład z jakimś wymagającym przedsięwzięciem. Natomiast są osoby na świecie, które naprawdę wybrały sobie w życiu misję, która wymaga poświęcenia. Te osoby w sposób odpowiedzialny muszą liczyć się z negatywnymi skutkami, na przykład w życiu prywatnym, które są konsekwencją ich wyboru. Ale w sytuacji jeśli to jest ich misja, jeśli to jest coś czego naprawdę pragną, to uważam że warto pomyśleć o takim poświęceniu. Zobacz, mówi się o pierwszej załogowej misji na Marsa, że będzie to misją samobójczą. Mimo wszystko jest szereg chętnych osób, które są gotowe na takie poświęcenie. Popatrzmy na zawodowych sportowców, kulturystów, bokserów, kolarzy, pływaków. Oni wszyscy, by osiągnąć to, co osiągnęli, musieli zdecydować się na określoną ekstremalną drogę w życiu. Te osoby często decydują się na poświęcenie swoich relacji prywatnych, na poświęcenie swojego codziennego życia konkretnemu celowi, konkretnej misji, konkretnej dyscyplinie.
I co teraz? Powiemy o tym, że te osoby robią coś niezdrowego? Owszem, te rzeczy niosą ze sobą pewne konsekwencje, tak jak praca siedząca skutkuje bolącym kręgosłupem. No, ale cóż, przecież pracujemy siedząc prawda? W tym wszystkim uważam, że należy mówić i patrzeć na każdy wybór z perspektywy konsekwencji zarówno pozytywnych, jak i negatywnych, które może ze sobą nieść i osoba podejmująca decyzję powinna być świadoma potencjalnych konsekwencji, w maksymalnym stopniu przynajmniej. Wyobrażam sobie jednak że ci którzy poświęcili swoje życie misji, pasji, szczególnej ekstremalnej ścieżce życiowej – mówię tu o sportowcach, o tych, którzy deklarują, że chcą polecieć na Marsa. Mówię tu o tych którzy otworzyli ogromny biznes, który dziś pcha świat do przodu – te osoby nie chciałyby znaleźć się na łożu śmierci, myśląc o tym, że odpuściły ten cel, który tak bardzo był czymś czego te osoby pragnęły. Bo było to niezdrowe.
Nie piętnujmy poświęcenia. Nie zachęcajmy do bezmyślnego zanurzenia się w wir pracy.
Uważam, że poświęcenia nie warto piętnować. Z drugiej strony nie warto jednak popularyzować harówy jako sposobu na życie. Bo w życiu nie chodzi o to żeby się zaharowywać, albo żeby być leniem, tylko żeby dopasować środki do tego, co jest dla mnie optymalne, do tego czego naprawdę od życia chce. Do tego jaka jest moja misja, jakie są moje potrzeb,y jakie są moje cele, co mi się podoba, a czego w życiu nie chcę.
I to w zasadzie jest podsumowanie. Wszystko zależy od Twoich potrzeb, twoich celów i stylu życia jaki chcesz prowadzić. Odpowiadając na pytanie, czy w takim razie idea harówki, czy może odpuszczania, jest lepszym sposobem na życie, odpowiem, że zazwyczaj będzie to gdzieś pośrodku tego spektrum, a odpowiedź będzie po prostu indywidualna dla Ciebie. To znaczy, być może zależy Ci na bardziej wygodnym życiu, które jest mniej wymagające w którym jest mniej stresu, w którym jest mniej ambitnych wyzwań, w którym po prostu chcesz czuć więcej przyjemności, a czasem będzie drogą bardziej ekstremalną. W tym wszystkim myślę, że warto jednak zadbać o jedną rzecz – nie sprowadzić się do poziomu wraka i nie dopuścić do tego, żeby z jednej strony osiąść na mieliźnie, na której odpuszczasz swoje cele, których pragniesz, a z drugiej strony nie doprowadzasz się do stanu, w którym Twój organizm odmawia posłuszeństwa, w którym czujesz przepracowanie. Czujesz ogromne skutki fizyczne i psychiczne wybranej drogi.
No i wyszło jak wyszło. Więcej pytań, niż odpowiedzi. Może trochę bardziej jak w podcaście filozoficznym, ale uważam że skończenie z większą liczbą pytań niż odpowiedzi jest spoko, bo pozwoli Ci znaleźć odpowiedzi idealne dla Twojego konkretnego przypadku. Uważam, że jest to lepsze niż kończenie z odpowiedziami, które niekoniecznie będą pasowały konkretnie do Ciebie. To wszystko na dziś. Do usłyszenia w kolejnym odcinku. Cześć.