Strefa komfortu to pojęcie wszechobecne w literaturze związanej z samorozwojem. Tak, niestety także w źródłach o wątpliwej wartości. Czy świadome przekraczanie granic naszej wygody ma sens? Ile prawdy ma w sobie cytat „Życie zaczyna się tam gdzie kończy się strefa komfortu”? A może strefa komfortu to bzdura? Sprawdźmy!
We wpisie odpowiadam na pytania:
- Co to jest strefa komfortu?
- W czym pomaga wyjście ze strefy komfortu?
- Kiedy narażanie się na dyskomfort nie jest najlepszym wyborem?
- Jak wyjść ze strefy komfortu (z głową)?
- Czy przekraczanie własnych granic może stanowić element skutecznej strategii rozwoju?
Pojęcie „strefa komfortu” zapala moją lampkę ostrzegawczą
Jeśli słysząc od innych „wyjdź ze swojej strefy komfortu” masz ochotę uciec, nie martw się. We mnie również odpala to wewnętrzny bullshit detector i obawę, że za chwilę zostanę zaciągnięty siłą na spotkanie motywacyjne MLMu.
Niestety, najczęściej słyszę je od kultystów ze ściśle piekielnych kręgów rozwoju osobistego, pochłoniętych pseudonauką i niepotrzebnie nasycających efektywność osobistą duchowością. Jeśli tak jak ja, jesteś na to uczulona, wcale się nie dziwię. Wręcz uważam to za przejaw zdrowego sceptycyzmu.
Ale…
Do tej samej praktyki, choć innymi słowami odnoszą się trenerzy oraz psycholodzy, bazujący na bardziej skutecznych technikach i strategiach. To, co znamy jako wyjście ze strefy komfortu często nazywane jest też przekraczaniem własnych granic, pokonywaniem ograniczeń lub oswajaniem się z niekomfortową sytuacją.
Dlatego odczarujmy to pojęcie i sprawdźmy co rzeczywiście się pod nim kryje. A ponad wszystko oceńmy, czy może być skuteczne.
Co to jest strefa komfortu?
Na co dzień poruszasz się w pewnej gamie znanych Ci czynności. Bierzesz prysznic, parzysz kawę, przyrządzasz śniadanie, mówisz „dzień dobry” sąsiadom, a następnie wyjeżdżasz do pracy lub swojej firmy, gdzie robisz to, na czym znasz się najlepiej. W drodze do domu odbierasz płaszcz z pralni. Po powrocie bawisz się z kotami, czytasz książkę, spędzasz czas ze znajomymi lub partnerem / partnerką. Przed snem przygotowujesz się do kolejnego dnia, zażywasz kąpieli i udajesz się na nocny spoczynek.
Przez cały dzień spędzasz czas w swojej miłej banieczce, którą doskonale znasz, i w której jest Ci dobrze. Owa banieczka składa się z czynności i sytuacji, które mają stałe miejsce w Twoim życiu. To rzeczy, z którymi jesteś obyty.
Jak to w życiu bywa, jedni mają więcej od innych. Dlatego niektórzy z nas dorabiają się skromnej piłki otaczającej naszą postać. Nieliczni zbudowali wokół siebie pokaźny glob (Mała zagadka: zastanów się, z czego to wynika?).
Od czasu do czasu Twoją bańkę naruszają jednak sytuacje lub czynności nieznane, w których nie masz wystarczających kompetencji lub takie, które wywołują w Tobie nieprzyjemne emocje i stres. Być może takie napięcie wywołuje w Tobie rozmowa z nieznajomym, spotkanie biznesowe, wystąpienie publiczne, pisanie wielostronicowych raportów, z którymi mierzysz się od święta lub pójście na pierwszą lekcję emisji głosu. To czynności i sytuacje spoza świata doskonale Ci znanego, w którym tak sprawnie się poruszasz. Nie pomylisz ich z niczym innym, bo poczujesz je w całym ciele, a już na pewno w brzuchu.
Spotykając się z nimi stoisz u progu przekraczania własnych granic, czyli Twojej strefy komfortu. Pojawia się przed Tobą wybór:
- Zmierzę się z dyskomfortem,
- Wycofam się do tego, co dobrze znane.
Przekraczanie własnych granic? A na co to komu?
Ze względu na sponiewieranie pojęcia strefy komfortu przez ciemną stronę rozwoju osobistego znacznie bardziej wolę pojęcie przekraczania własnych granic komfortu lub decydowania się na świadomy dyskomfort. Z takim częściej spotkasz się na moim blogu, Instagramie, Facebooku czy w podcaście. Na potrzeby tego wpisu zostanę jednak przy jego rdzennej postaci.
Ustaliliśmy, że kiedy mierzysz się z niewygodną sytuacją, odczuwasz dyskomfort (Trochę masło maślane, ale tak jest). Pół biedy, jeśli jest to niecodzienny incydent związany z czymś, co nie jest Ci potrzebne lub pożądane w Twoim życiu. Gorzej, jeśli negatywnych emocji dostarcza Ci to, czego chcesz w swojej rzeczywistości więcej. Chcesz to potrafić (a może nawet potrafisz…), robić bez napięcia, swobodnie, pewnie i bez spoconych dłoni.
Przyjrzyjmy się, skąd może brać się taki stan:
- z nieobycia z nową sytuacją,
- z nieobycia z nowymi sytuacjami w ogóle,
- ze szkodliwych przekonań,
- złych przeszłych doświadczeń,
- nierealnych oczekiwań wobec siebie, gdy po głowie bije Cię Twoje ego,
- cech temperamentalnych, z którymi musisz się pogodzić,
- czy cech Twojej osobowości.
TIP: Wiele problemów rozwiążesz w dużym stopniu poprzez pracę ze swoimi przekonaniami, czy poskramiając niezdrowe ataki Twojego ego, które nakazują Ci wypaść dobrze. Warto uwzględnić te czynności w swoim planie.
Z drugiej strony warto wiedzieć, że niemal każdy z nas przeżywa niekomfortowe sytuacje. I niestety, by oswoić się z wieloma z nich, przekraczanie własnych granic tego, co wygodne, okaże się nieuniknione.
Można podejść do tego dwutorowo:
- oswajać się z niewygodną sytuacją, którą chcemy opanować,
- zacząć oswajać się z samym uczuciem dyskomfortu.
Pierwsza droga pozwoli Ci przede wszystkim obyć się z konkretnym stresorem. Przypomina to desensytyzację, czyli jedną z ciekawych technik terapii behawioralnej, której celem jest zmniejszenie wrażliwości na bodziec lękowy poprzez stopniową ekspozycję. Na przykładzie, wygląda to tak, że jeśli boisz się pająków, zaczynasz od oswajania się z widokiem pajęczaków na zdjęciach. Następnie oglądasz z daleka mniejsze okazy, by stopniowo przejść do coraz większych, obserwując je np. w ZOO. Ostatecznie starasz się wypracować obojętność wobec obecności pająków w Twoim naturalnym otoczeniu. Podobnie wygląda przekraczanie własnych granic komfortu, by oswoić się ze stresującą sytuacją. Jak konkretnie? Omawiam w dalszej części wpisu.
Drugim torem jest oswajanie się z uczuciem niewygody, czyli z samym faktem przebywania poza strefą komfortu. To taka wersja ekstremalna tego sportu, bo wiąże się z bardziej regularnym decydowaniem się na ekspozycję na stresujące bodźce. Czy to działa? Działa. Czy to dobra strategia dla każdego? Na pewno nie!
Czy (i kiedy?) opuszczanie strefy komfortu ma sens?
Jako gatunek ludzki dążymy do zwiększenia naszego dobrostanu psychicznego. Świadome narażanie się na sytuacje wzbudzające napięcie psychiczne wydaje się więc słabym pomysłem. Strefa komfortu broni Cię przed tym, co psychologia nazywa stresem. Pod pewnymi warunkami uciekanie w kontrolowaną niewygodę może mieć jednak sens.
Wyjście ze strefy komfortu to działanie, którego podejmujemy się w konkretnym celu – poszerzenia owej strefy.
Inaczej mówiąc – przesunięcia własnych granic, w obrębie których czujemy się dobrze.
A jeszcze inaczej – ekspansji własnej banieczki, czyli terytorium po którym poruszasz się bez nieprzyjemnego napięcia.
Formułując najprościej: poczuć się lepiej wykonując daną czynność albo czuć się lepiej w niekomfortowych sytuacjach.
Zaczyna mieć sens, nie?
Na pierwszy rzut oka powiedziałbym, że wychodzenie ze strefy komfortu to dobre posunięcie z perspektywy pracy nad sobą i zwyczajnie warto je zalecić jako zdrową praktykę dla jednostki stawiającej na własną skuteczność.
No to zepsujmy trochę imprezę.
Kiedy nie warto narażać się na niepotrzebne napięcie?
Cytując amerykańską pisarkę K. Bromberg: „Życie zaczyna się tam, gdzie kończy się strefa komfortu”. Być może nie znam pełnego kontekstu. Prawdopodobnie kumam jednak generalny zamysł autorki i gdyby nie brać go w pełni na poważnie, powiedziałbym „True thing!”. Biorąc jednak wspomniany cytat dosłownie… Nie zgodziłbym się .
Zadam Ci pytanie. A co jeśli czujesz się naprawdę okej z zasobem sytuacji, stanów, doświadczeń w których czujesz się komfortowo?
Być może czujesz spory lęk na myśl o wystąpieniach publicznych, ale wcale nie chcesz ich praktykować?
Może na myśl o tańcu robi Ci się dziwnie, ale zawsze preferowałaś tenis i w zasadzie to nie lubisz wychodzić do klubów?
Oba problemy możesz rozwiązać decydując się na stopniowe wychodzenie ze strefy komfortu. Poprzez taniec w domu, zapisanie się na lekcje tańca, dołączenie do grupy Toastmasters, czy przemawianie w obecności innych, zaczynając od mniejszego grona – np. wznosząc toasty na urodzinach.
Zastanów się jednak, w jakim celu masz na siłę opuszczać strefę komfortu, jeśli czujesz się dobrze? Jeśli sytuacje, które Cię stresują, i których się obawiasz, występują w Twoim życiu sporadycznie? Gdy skutecznie realizujesz się w życiu i nie czujesz blokad na drodze do tego, czego pragniesz?
Naprawdę masz sporo lepszych rzeczy do roboty. 🙂
Czy przekraczanie własnych granic ma zatem sens? Tak, ale jeśli rzeczywiście tego potrzebujesz:
- Gdy chcesz się oswoić z konkretną sytuacją lub grupą zachowań, by zacząć się z nich cieszyć,
- Gdy Twój styl życia często naraża Cię na niekomfortowe sytuacje i chcesz oswoić się z uczuciem napięcia,
- Gdy chcesz się czuć jak pewna siebie jednostka swobodnie poruszająca się w większości sytuacji, np. społecznych.
Jeżeli decydujesz się na niekomfortowe sytuacje, bo tak Ci podpowiedziała książka lub natchniony szkoleniowec, odpuść i idź porzucać kotu myszkę!
Trening poza komfortem jako element skutecznej strategii rozwoju
Jeśli tak jak ja, po prostu lubisz czuć się dobrze w jak największej liczbie sytuacji społecznych czy wyzwań życia osobistego, zawodowego i biznesowego, z opuszczania strefy komfortu możesz także uczynić nawyk.
Prywatnie wychodzę z nieco filozoficznego założenia, że jako ludzkości dwudziestego pierwszego wieku brakuje nam szerzej pojętej strategii dążenia do maksymalizacji swojego potencjału, tworzenia skuteczniejszego i silniejszego siebie oraz otaczającego świata. Moje osobiste wrażenie mówi, że skupiamy się przede wszystkim na przeżyciu życia fajnie lub na przeżyciu życia jakoś.
Regularne (co nie musi wcale oznaczać „codzienne” lub „bardzo częste” lub „drastyczne”) porzucanie swojej komfortowej bańki, może stanowić skuteczny element strategii tworzenia silniejszego siebie. Drobnym dyskomfortem przeżywanym umiarkowanie często, stosunkowo niskim kosztem, jesteś w stanie stawiać postępy, które uczynią Cię jednostką swobodniej poruszającą się po świecie. Taką, która rzadziej się zawaha, nie będzie obawiać się większości powszechnie krępujących sytuacji społecznych, nie odmówi pomocy, stanie w obronie, pójdzie po wygraną, osiągnie cel i asertywnie wyznaczy swoje granice.
Czy każdy powinien być taką jednostką? Stawiam, że nie jeden mędrzec spędził całe życie w poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie.
A może czujesz, że jesteś lub możesz być skutecznym człowiekiem bez szerokiej strefy komfortu? Jeśli w Twojej jest Ci wygodnie, i taka pozwala Ci realizować Twój potencjał, super. To nie jest wyścig w tym, kto będzie miał większego SUVa.
Chcesz więcej? Dawaj diable! 🙂
Wychodzenie ze strefy komfortu – ćwiczenia? Porady?
Książki oraz szkolenia z dziedziny rozwoju osobistego i psychologii oferują liczne ćwiczenia, które mają na celu poprawić Twoje obycie z niewygodnymi sytuacjami.
Czy są one skuteczne? Trzeba je rozpatrywać indywidualnie. Poza dobrze opracowanymi programami powiązanymi z metodami terapeutycznymi uważam, że najlepszym trenerem dla siebie możesz być Ty sam lub sama.
Jak?
W punktach:
- Zastanów się i wypisz sytuacje, które wywołują u Ciebie napięcie.
- Spójrz na swoją listę i przemyśl, w których z tych sytuacji, zachowań, doświadczeń chcesz się czuć bardziej komfortowo,
- Następnie, podchodząc do każdej pozycji na liście osobno, zastanów się, jak drobnymi krokami możesz zbliżyć się do poprawienia swojego samopoczucia podczas ich przeżywania. Jeśli Twoim celem jest swobodna komunikacja z nieznajomymi, być może przeraża Cię randomowa rozmowa z innymi, ale przełkniesz zbudowanie w sobie nawyku mówienia „Dzień dobry” i „Cześć” ludziom w windzie? A kiedy przestanie Cię to stresować, w kolejnym kroku nauczysz się nawiązywać small talk w sklepie? W ten sposób krok po kroku zbudujesz coraz większą swobodę.
- Dbaj o regularny trening i bądź dla siebie wyrozumiały! Nie od razu Rzym zbudowano.
Pamiętaj jednak, że wychodzenie poza strefę komfortu to nie wszystko. Warto zastanowić się także nad tym, co blokuje Cię przed daną czynnością.
Czasem problem może być głębszy i wymagać specjalisty. Jeśli nie potrafisz poradzić sobie z paraliżującym lękiem, stresem, napięciem, nie bij się w nieskończoność. To jak pójście na bestię z małym drewnianym mieczem.
Warto zadbać o taką bańkę, w jakiej będzie Ci dobrze
Pytanie brzmi, czy czujesz, że istnieje szereg czynności lub sytuacji, które wzbudzają w Tobie dyskomfort, i które chcesz opanować.
Jeśli tak, możesz zacząć przesuwać swoje granice tam, gdzie leżą one zbyt blisko.
Jeśli dobrze jest jak jest i czujesz, że nie potrzebujesz obudować się kolejną warstwą kuloodpornego pancerza, nic nie stoi na przeszkodzie, by rozwijać swoją skuteczność w zupełnie innych obszarach.